Wyspy na Golfsztromie; Hemingway Ernest
Bohaterowie tej książki zajmują się głównie polowaniem, łowieniem ryb, żeglarstwem, czyszczeniem broni, nadużywaniem alkoholu i tworzeniem dziwacznych relacji międzyludzkich, zwłaszcza w zakresie przedmiotowego traktowania kobiet. Ogólnie powszechność maczyzmu wśród postaci wybija niekiedy poziom teoretycznego maczyzmometru poza skalę. Trudno się z nimi utożsamiać, zwłaszcza z żyjącym życiem malarza-bon vivanta protagonistą. I jeszcze te dziwaczne dialogi, co do których trudno uwierzyć, że mogły paść w codziennym życiu. Może jednak moje sceptyczne podejście do nich wynika z tego, że w portretowanym przez Hemingwaya społeczeństwie jest sporo archaicznych relacji, typu pan-sługa, które nie przystają do dzisiejszych realiów. Z drugiej jednak strony nie można odmówić autorowi sugestywnego, acz lakonicznego, opisywania krajobrazu. Czuć w stylu pisarza, że był człowiekiem morza i jak nikt inny potrafi oddać piękno i surowość jego majestatu. Naprawdę łatwo wizualizować sobie tropikalne wyspy smagane przez atlantycki wiatr, wśród których rozgrywa się fabuła.
No właśnie, fabuła. Książka została wydana pośmiertnie i czuć, że jest nie w pełni ukończona. Składa się z trzech części rozgrywających się na przestrzeni wielu lat. Choć są powiązane fabularnie, to każda z nich mogłaby funkcjonować samodzielnie. Jej główny temat można określić jako stopniowe mierzenie się głównego bohatera - Thomasa Hudsona z kolejnymi doświadczeniami straty. Pod tym względem mam mieszane uczucia odnośnie realności sposobu jej przeżywania przez protagonistę, które bardzo zimne i zamknięte w sobie. Może wynika to z braku ostatecznego szlifu powieści przez autora., a może taki był pomysł autora na główną postać.
Ogólnie jest to raczej pozycja dla miłośników prozy tego autora, jeśli ktoś chce z nim zacząć przygodę, niech leiej sięgnie po bardziej uznane pozycje.
20.00 zł